442UMYSŁ

LATAWCA

 

Fragment książki Carlosa Castanedy,
„Aktywna strona nieskończoności”.

 

 

 

.... Kontroluje cię
obecnie cała masa sił
zewnętrznych 
– orzekł
[szaman don Juan]. 

 

– Kontrola, o której myślę,
leży poza sferą języka. 
To kontrola, a jednocześnie jej brak. Nie można jej w żaden sposób zaklasyfikować, ale bez wątpienia można doświadczyć. I przede wszystkim, z całą pewnością można nią manipulować. Zapamiętaj to sobie: 

 

zcmmożesz nią 
manipulować i maksymalnie 
wyzyskiwać z korzyścią dla siebie, 
która, 
rzecz jasna, nie jest korzyścią
twoją, lecz ciała energetycznego. 
Jednakże ciało energetyczne
to ty (....)

 

Ciemność zapadła
bardzo szybko 
i liście drzew,
które jeszcze przed chwilą 
emanowały
zieloną poświatą, były teraz bardzo ciemne
i ciężkie. 
Don Juan powiedział, że jeśli będę
się pilnie skupiał na ciemności liści, nie koncentrując
wzroku na niczym konkretnym, 
lecz spoglądając
niejako kątem oka, dostrzegę ulotny cień 
w moim polu widzenia.

 

 To odpowiednia pora dnia
na zrobienie tego, o co cię proszę – rzekł. –  Skupienie koniecznej uwagi zabierze ci tylko chwilkę. Nie przestawaj, aż dostrzeżesz ten ulotny, czarny cień. Rzeczywiście, dostrzegłem jakiś dziwny, ulotny, czarny cień na tle liści drzew.

 

uu7Był to albo jeden cień,
poruszający się w przód i w tył,
albo kilka, przesuwających się z lewa
na prawo, albo z prawa na lewo, lub prosto
w górę. 
Jawiły mi się one jako grube czarne ryby,
ogromne ryby. Wyglądało to tak, jak gdyby
w powietrzu latały gigantyczne
mieczniki.

 

Widok ten pochłonął
mnie całkowicie. W końcu
zacząłem się go bać.

 

Zrobiło się za ciemno
i nie widziałem już liści,ale ciągle widziałem te ulotne, czarne cienie.
– Co to jest, don Juanie? – zapytałem. – Wszędzie dokoła dostrzegam ulotne, czarne cienie. – Ach, to właśnie dziki wszechświat – odrzekł. – Niemierzalny, nieliniowy, wykraczający poza sferę języka.

 

Czarownicy starożytnego Meksyku curi
byli pierwszymi, którzy te ulotne cienie
ujrzeli, więc zaczęli za nimi podążać.
Widzieli je tak, jak ty je teraz widzisz,
i widzieli je jako energię w jej ruchu
we Wszechświecie. 

 

I faktycznie udało im się odkryć
coś transcendentalnego. - Przestał mówić
i spojrzał na mnie. Jego pauzy były zawsze
doskonale zaplanowane. Przestawał mówić
wówczas, gdy umierałem z ciekawości.

 

– Co takiego odkryli, don Juanie? 
– Zapytałem. - Odkryli, że mamy towarzysza na całe życie – powiedział tak dobitnie, jak tylko potrafił. - Drapieżcę, który przybył z otchłani kosmosu i zawładnął naszym życiem. Ludzie są jego więźniami. Ten drapieżca jest naszym panem i władcą.

 

24pZrobił z nas potulne,
bezradne baranki. Jeżeli chcemy
się zbuntować, bunt zostaje zdławiony. 
Jeżeli chcemy działać niezależnie,
rozkazuje nam, byśmy tego
nie robili. [...]

 

– Tylko dzięki
samodzielnym staraniom

dotarłeś do czegoś, co szamani
starożytnego Meksyku nazywali kwestią
nad kwestiami – rzekł don Juan. 
– Tym razem
cały czas owijałem rzeczy w bawełnę, sugerując ci,
że jesteśmy przez coś więzieni. 
I rzeczywiście, coś
nas więzi! Dla czarowników starożytnego Meksyku
był to fakt energetyczny.

 

– Dlaczego ten drapieżca zawładnął nami w sposób,
o jakim mi mówiłeś, don Juanie? – Zapytałem. 
– Musi istnieć jakieś logiczne wytłumaczenie. 
– Jest wytłumaczenie – odparł don Juan – i to najprostsze na świecie. - Zawładnęli nami, ponieważ jesteśmy ich pożywieniem i uciskają nas bezlitośnie, ponieważ utrzymujemy ich przy życiu. 

 

lat nMy hodujemy kurczęta
na kurzycfermach, gallineros,
drapieżcy zaś hodują nas na ludzkich
fermach, humaneros. 
Dlatego
zawsze mają co jeść. 

 

- Poczułem, że gwałtownie
kręcę głową na boki. Nie potrafiłem
wyrazić swego głębokiego zaniepokojenia
i niezadowolenia, ale moje ciało zaczęło się
poruszać, by dać upust tym uczuciom. Trząsłem się
cały od włosów na głowie po czubki palców stóp zupełnie
bezwolnie. 
– Nie, nie, nie, nie! – Usłyszałem swój głos.
 
– To absurd, don Juanie. To, co mówisz, jest
potworne. 
To po prostu nie może być prawdą,
ani dla czarowników, 
ani dla przeciętnych
ludzi, ani dla nikogo.

 

– Dlaczego nie? – zapytał chłodno don Juan.
– Dlaczego nie? Bo cię to doprowadza do szału?
– Tak, doprowadza mnie to do szału – odparłem sucho. – Twoje sugestie są potworne! 
– No cóż – powiedział – nie wysłuchałeś jeszcze wszystkich moich sugestii.

 

onmPoczekaj chwilkę i potem oceń,
co na ten temat sądzić. Zaraz dostaniesz
się w prawdziwą nawałnicę. To znaczy, że twój
umysł zostanie wystawiony na zmasowany atak,
a ty nie będziesz mógł się poddać i sobie pójść,
bo jesteś w pułapce.

 

Nie dlatego, że cię uwięziłem, ale dlatego,
że coś ukryte głęboko w tobie nie pozwoli ci
odejść, choć jakaś część ciebie po prostu
wpadnie w szał. Tak więc, przygotuj się!
- Czułem, że mam w sobie coś z masochisty.
Don Juan miał rację. Nie wyszedłbym z jego
domu za nic na świecie. Mimo to jednak ani
trochę mi się nie podobały brednie,
które wygadywał.

 

– Chcę przemówić do twojego analitycznego umysłu
– rzekł don Juan. 
– Zastanów się przez chwilę, a potem mi powiedz, jak byś wytłumaczył sprzeczność pomiędzy inteligencją człowieka-inżyniera i głupotą jego przekonań albo głupotą jego pełnego sprzeczności zachowania.

 

Czarownicy są przekonani, że to  ulw
drapieżcy dali nam przekonania, nasze
pojęcia dobra i zła, nasze prawa społeczne.
To oni stworzyli nasze nadzieje i oczekiwania,
sny o powodzeniu i myśli o porażce.
Dali nam pożądanie, chciwość i tchórzostwo.
To przez drapieżców jesteśmy tak zadowoleni
z siebie, schematyczni i egoistyczni.

 

– Ale jak można tego dokonać,
don Juanie? – zapytałem, jakby bardziej
jeszcze rozeźlony tym, co mówi. – Szepcą nam
to wszystko do ucha, kiedy śpimy? 
– Nie, nie robią
tego w ten sposób. To idiotyczny pomysł! – odparł
z uśmiechem. 
– Są nieskończenie skuteczniejsi
i bardziej zorganizowani, niż ci się zdaje.

 

Aby zapewnić sobie naszego posłuszeństwo,
uległość i słabość, drapieżcy wykonali fantastyczne posunięcie. Fantastyczne, oczywiście, z punktu widzenia strategii wojennej, a przerażające z punktu widzenia tych, przeciwko którym zostało skierowane. Oddali nam swój umysł! 

 

1seSłyszysz, co mówię?
Drapieżcy oddają nam swój umysł,
który staje się naszym umysłem. 
Umysł
drapieżców jest barokowy, pełen sprzeczności,
posępny, przepełniony obawą przed
zdemaskowaniem, 
które może
nastąpić lada chwila.

 

Wiem, że choć nigdy
nie cierpiałeś 
głodu – ciągnął
– odczuwasz niepokój, związany
z jedzeniem, który nie jest niczym
innym, jak niepokojem drapieżcy, że
w każdej chwili jego posunięcie zostanie
odkryte i zabraknie mu
pożywienia.

 

Poprzez umysł, który w końcu jest ich umysłem, drapieżcy
wtłaczają w życie ludzi wszystko, co im pasuje.
W ten sposób zapewniają sobie pewne bezpieczeństwo, które niczym bufor neutralizuje nieco ich strach. – To nie o to chodzi, don Juanie, że nie mogę przyjąć tego ot tak – powiedziałem. – Mógłbym to zrobić, ale jest w tym coś tak ohydnego, że mnie po prostu odrzuca.

 

swiatloZmusza mnie do zajęcia w tej
sprawie stanowiska oponenta. Jeżeli
to prawda, że nas zjadają, jak to się
odbywa?

 

Na twarzy don Juana malował się 
szeroki uśmiech. Był zadowolony jak
wszyscy diabli. 
Wyjaśnił mi, że czarownicy
widzą niemowlęta jako dziwne, 
świetliste
kule energii, pokryte od samej góry do
samego dołu czymś w rodzaju lśniącej
otoczki, przypominającej plastykową
pokrywę, ciasno dopasowaną do ich
kokonu energii.

 

Powiedział, że to właśnie ta lśniąca otoczka
świadomości stanowi pożywienie drapieżców i że do czasu osiągnięcia przez człowieka dorosłości pozostaje z niej jedynie wąski strzęp, który biegnie od podłoża do czubków palców u stóp. Strzęp ten pozwala ludzkości zaledwie na przeżycie, ale nic ponadto.

 

louZupełnie jak we śnie
słyszałem, jak don Juan Matus
wyjaśnia mi, że o ile mu wiadomo,
człowiek jest jedynym gatunkiem istot,
u którego lśniąca otoczka świadomości leży
poza tym świetlistym kokonem. Dlatego też jest
łatwą zdobyczą dla świadomości innego rzędu,
takiej jak ciężka świadomość drapieżcy.

 

Następnie powiedział coś,
co zdruzgotało mnie doszczętnie.
Stwierdził, że ów wąski strzęp świadomości
stanowi samo centrum autorefleksji, w której
człowiek nieuleczalnie się pogrążył.
Grając na naszej
autorefleksji, która jest jedynym ocalałym punktem
świadomości, drapieżcy tworzą rozbłyski
świadomości, które następnie
bezwzględnie pożerają.

 

Podsuwają nam
idiotyczne problemyktóre wymuszają powstanie tych rozbłysków świadomości i w ten sposób utrzymują nas przy życiu, żeby później móc się odżywiać owymi energetycznymi rozbłyskami, powstałymi dzięki naszym niby-problemom.

 

782Musiało być coś w tym,
co mówił don Juan; byłem w tym momencie
tak zdruzgotany, że najzwyczajniej w świecie
zrobiło mi się niedobrze. Po chwili, wystarczająco
długiej, bym zdążył dojść do siebie, zapytałem go:

– Ale dlaczego czarownicy starożytnego Meksyku i
współcześni czarownicy nic z tym nie robią,
choć widzą drapieżców?

 

– Ani ty, ani ja nic nie możemy z tym zrobić.
– odrzekł don Juan poważnym, smutnym głosem.
– Jedyne, co nam pozostaje, to poddać się dyscyplinie,
dzięki której w końcu nie będą mogli nas tknąć.

Jak chcesz wymagać od innych, by wzięli na siebie
taki trud? Wyśmieją cię i wyszydzą, a co bardziej
agresywni dadzą ci taki wpierdol, że popamiętasz.

 

I zasadniczo nie dlatego,
żeby nie chcieli ci wierzyć. Głęboko w każdym człowieku tkwi atawistyczna, intuicyjna świadomość istnienia drapieżców. - Mój analityczny umysł podnosił się i opadał niczym jo-jo. Opuszczał mnie i wracał, puszczał i znowu wracał.

 

7b20Twierdzenia don Juana były
po prostu niedorzeczne, niewiarygodne,
a jednocześnie tak niezwykle sensowne i proste.

Tłumaczyły każdą sprzeczność ludzkiego zachowania,
która tylko przyszła mi na myśl. Ale jakżeż można
było traktować to wszystko poważnie?

 

Don Juan wpychał mnie pod lawinę,
która mogła pochłonąć mnie na zawsze.

Uderzyła we mnie kolejna fala poczucia
zagrożenia. Choć nie ja byłem jego źródłem,
było ono jednak ze mną związane.
Don Juan
coś ze mną robił, coś niejawnie dobrego i
potwornie złego zarazem. 
Odczuwałem to
jako próbę przecięcia cienkiej warstewki
czegoś, czym byłem jakby oklejony.

 

Jego oczy wpatrywały się we mnie nieruchomo.
Odwrócił wzrok i zaczął mówić, nie patrząc już w moją stronę. 
– Jeżeli tylko kiedyś zaczną cię niebezpiecznie trapić jakieś wątpliwości – powiedział – zareaguj pragmatycznie. Wyłącz światło. Przeniknij ciemność; przekonaj się, co dostrzegasz.

 

Wstał, żeby wyłączyć światło. 1a0
Powstrzymałem go. – Nie, nie, don Juanie
– odezwałem się – nie wyłączaj światła.
Wszystko w porządku.

 

Czułem w tamtej chwili
bardzo niezwyczajny jak na mnie
strach przed ciemnością. Na samą myśl
o niej zaczynałem ciężko dyszeć. Nie miałem
wątpliwości, że intuicyjnie coś sobie uświadamiam,
ale nie śmiałem tego dotknąć ani w pełni
sobie uzmysłowić, za żadne skarby
tego świata!

 

– Dostrzegłeś ulotne cienie na tle drzew
– powiedział don Juan, siadając z powrotem na swoim krześle. – To bardzo dobrze. Chciałbym, żebyś zobaczył je w tym pokoju. Nie będziesz niczego widział. Będziesz zaledwie wychwytywał ulotne obrazy. Na to masz dość energii.

 

295Obawiałem się, że don Juan i tak
wstanie i zgasi światło; tak też zrobił.

Dwie sekundy później darłem się na całe
gardło. 
Nie dość, że faktycznie kątem oka
dostrzegłem owe ulotne obrazy, to jeszcze
usłyszałem, jak brzęczą mi koło ucha.

 

Don Juan skręcał się ze
śmiechu, włączywszy na powrót lampę.

– Ależ ten gość ma temperament! – orzekł.
– Z jednej strony totalny sceptyk, a z drugiej
totalny pragmatyk. Będziesz musiał sobie
zaaranżować tę wewnętrzną walkę. Inaczej
napuchniesz jak wielka ropucha i w końcu
strzelisz. - 
Coraz głębiej wbijał mi szpilę.

 

– Czarownicy starożytnego Meksyku
– powiedział – widzieli drapieżcę. Nazwali go latawcem, bo skacze w powietrzu. Nie jest to urzekający widok. To wielki cień, mroczny i nieprzenikniony, czarny cień, który w podskokach przemieszcza się w powietrzu. Potem ląduje płasko na ziemi.

 

at9Czarowników starożytnego Meksyku
niezwykle nurtowało pytanie, kiedy pojawił
się on na Ziemi. 
Rozumowali tak, że człowiek
w pewnym okresie musiał być istotą doskonałą,
obdarzoną fenomenalnym wglądem, zdolnym
do takich wyczynów percepcji, że dziś są one
przedmiotem legend. A potem wszystko jakby
zniknęło i oto mamy obecnie człowieka
uśpionego.

  

Chciałem się rozgniewać,
nazwać go paranoikiem, ale gdzieś
zniknęło to poczucie prawa do słusznego
gniewu, które zawsze miałem.

 

Coś we mnie wyrosło ponad poziom,
na którym zawsze zadawałem
sobie ulubione pytanie: “A co, jeśli wszystko to, co mówi, jest prawdą?” - Wtedy, tamtej nocy, kiedy ze mną rozmawiał, w głębi mego serca czułem, że wszystko, co mówi, jest prawdą;

 

lat3Jednocześnie
jednak równie silne
było przekonanie, że wszystko,
co mówi, to czysty absurd.
– Co ty
opowiadasz, don Juanie? – zapytałem

słabo. Gardło miałem ściśnięte.
Z trudem 
oddychałem.

 

 – Opowiadam, że
naszym przeciwnikiem
nie jest zwykły drapieżca. Jest
bardzo przemyślny i zorganizowany.
Metodycznie przestrzega planu, który
czyni z nas istoty bezużyteczne.

 

Człowiek, istota magiczna,
nie jest już magiczny. Jest zwykłym kawałkiem mięsa. Człowiekowi nie pozostały już żadne marzenia oprócz marzeń zwierzęcia hodowanego dla mięsa: marzeń wyświechtanych, konwencjonalnych i kretyńskich.

 

Słowa don Juana wywoływały MTE
we mnie dziwną fizyczną reakcję,
podobną do mdłości. Czułem się znów

tak, jakbym miał za chwilę zwymiotować.
Ale źródłem nudności były najgłębsze pokłady
mojej istoty, sam szpik kości.

 

Zacząłem konwulsyjnie drżeć.
Don Juan potrząsnął mnie mocno
za ramiona. Poczułem, jak szyja mi
się trzęsie pod wpływem jego uścisku.
Uspokoiłem się od razu. Odzyskałem
nieco kontroli nad sobą.

 

– Ten drapieżca – powiedział don Juan
– który jest, rzecz jasna, istotą nieorganiczną, nie jest dla nas tak całkowicie niewidzialny jak inne istoty nieorganiczne. Myślę, że jako dzieci go widzimy; jest to dla nas jednak tak przerażający widok, że nawet nie chcemy o tym myśleć.

 

753Dzieci, rzecz jasna,
czasem 
się upierają i chcą
zwrócić na niego baczniejszą
uwagę, lecz wszyscy dokoła
zniechęcają je do tego.

 

Jedyną alternatywą
dla ludzkości – ciągnął –
jest dyscyplina. Dyscyplina
to jedyny środek zaradczy. Ale 
gdy mówię o dyscyplinie, nie chodzi 
mi o jakieś ascetyczne praktyki. Nie
o to, żeby 
wstawać o piątej
trzydzieści 
każdego ranka
i polewać się zimną 
wodą
aż do  zsinienia.

 

Poprzez dyscyplinę czarownicy rozumieją umiejętność niewzruszonego stawiania czoła
przeciwnościom losu, których nie braliśmy pod uwagę w naszych oczekiwaniach. Dla nich dyscyplina jest sztuką: sztuką stawiania czoła nieskończoności bez mrugnięcia okiem i to nie dlatego, że są oni silni i twardzi, lecz dlatego, że przepełnia ich nabożna cześć.

 

DRAPIEZCA– W jaki sposób
dyscyplina czarowników 
może być środkiem zaradczym?
– zapytałem.

 

– Czarownicy powiadają,
że dyscyplina sprawia, iż lśniąca
otoczka świadomości staje się dla latawca 
niesmaczna – odparł don Juan, bacznie wpatrując 
się w moją twarz, 
jakby szukał w niej jakichś oznak
niedowierzania.  - 
Efekt jest taki, że drapieżcy
są zdezorientowani.

 

Lśniąca otoczka świadomości,
która jest niejadalna, nie mieści się, jak sądzę, w ich systemie poznawczym. Zdezorientowani, nie mają innego wyjścia, jak tylko odstąpić od swych nikczemnych zamiarów.

 

lorJeżeli drapieżcy
nie będą przez jakiś
czas zjadać naszej lśniącej
otoczki świadomości – ciągnął
– ta będzie dalej rosnąć.

 

Upraszczając tę kwestię
maksymalnie, mogę powiedzieć,
że czarownicy, dzięki zachowywaniu
dyscypliny, odpychają drapieżców wystarczająco
długo, by ich lśniąca otoczka świadomości rozrosła
się powyżej poziomu palców stóp. Kiedy już
przekroczy ten poziom, urasta z powrotem
do pierwotnych rozmiarów.

 

Czarownicy starożytnego Meksyku mawiali, że
lśniąca otoczka świadomości jest jak drzewo. Jeżeli go nie przycinać, rozrasta się do naturalnych rozmiarów i osiąga naturalną gęstość. Gdy świadomość osiąga poziomy ponad poziomem palców stóp, jej fenomenalne wyczyny stają się oczywistością.

 

progWspaniała sztuczka 
dawnych czarowników 
– ciągnął
don Juan – polegała na obciążeniu
umysłu 
latawca dyscypliną.  Stwierdzili
oni, że jeśli narzucić umysłowi latawca
wewnętrzną ciszę, 
wówczas obca
instalacja się rozprasza; 

 

Daje to każdemu, kto wykonuje
ten manewr, 
absolutną pewność zewnętrznego
pochodzenia umysłu. 
Obca instalacja powraca, tego
możesz być pewien
, ale już nie tak silna, i tak oto
rozpoczyna się proces, w którym rozpraszanie umysłu
latawca staje się zabiegiem rutynowym. 
Proces ten
trwa tak długo,
 aż pewnego dnia umysł latawca 
rozprasza się na dobre.

 

Smutny to dzień, doprawdy!
Od tego dnia będziesz musiał się opierać 
na własnej inwencji,
która jest bliska zeru. Nie będzie już nikogo, kto by ci powiedział, co masz robić. Nie będzie już żadnego zewnętrznego umysłu, który mógłby ci dyktować kretyństwa, do których zostałeś przyzwyczajony. 

 

1prMój nauczyciel, Nagual Julian, zawsze
przestrzegał wszystkich swoich uczniów –
kontynuował don Juan – że jest to najcięższy
dzień w życiu czarownika, ponieważ prawdziwy
umysł – ten, który należy do nas, łączna suma
wszystkiego, czego doświadczyliśmy – po
trwającym całe życie poddaństwie,
jest nieśmiały, niepewny i nie
można na nim polegać. 

 

Osobiście powiedziałbym, 
że dla czarownika 
prawdziwa bitwa 
rozpoczyna się dopiero w tym momencie. 
Cała reszta to tylko przygotowania.

- Byłem naprawdę głęboko
poruszony. 

 

Chciałem dowiedzieć się czegoś więcej, a z drugiej strony
coś dziwnego gdzieś w głębi mnie głośno się domagało, bym się nie odzywał, podsuwając mi myśl o mrocznym finale całej sprawy i karze – czymś w rodzaju boskiego gniewu, który mnie dosięgnie za grzebanie przy czymś, co sam Bóg okrył tajemnicą.

 

uwoMusiałem się zdobyć na ogromny
wysiłek, żeby przechylić szalę zwycięstwa
na korzyść mojej ciekawości. 
– Co… co… co
znaczy – usłyszałem własne słowa – obciążanie
umysłu latawca? – Dyscyplina niesamowicie obciąża
obcy umysł – odrzekł. – Tak więc, dzięki niej
czarownicy przełamują obcą instalację.

 

 Jego słowa mnie przygniotły. 
Byłem przekonany, że albo don Juan
kwalifikuje się 
do zakładu zamkniętego, 
albo mówi mi coś tak potwornie niesamowitego,
że to we mnie wszystko zamiera.

 

Zauważyłem jednak, jak szybko
wykrzesałem z siebie dość energii, by sprzeciwić się wszystkiemu, co powiedział. Po chwili paniki zacząłem się śmiać, zupełnie jakby don Juan opowiedział jakiś dowcip. Usłyszałem nawet, jak mówię: – Don Juanie, don Juanie, jesteś niepoprawny!
 

 

f0fRozumiał chyba wszystko, 
co się we mnie działo. Kiwał głową na boki
i wznosił oczy w górę w geście udawanej rozpaczy.

– Jestem tak niepoprawny – powiedział – że zaraz
zafunduję umysłowi latawca, który w sobie nosisz,
jeszcze jeden wstrząs. Wyjawię ci jeden z najbardziej
niesamowitych sekretów magii. Opiszę ci odkrycie, którego
weryfikacja i uporządkowanie zajęła czarownikom tysiące
lat. - Spojrzał na mnie i uśmiechnął się
złowrogo.

 

– Umysł latawca
rozprasza się na zawsze
– powiedział – kiedy czarownikowi
uda się pochwycić wibrującą siłę,
która
utrzymuje w jednej całości skupisko
naszych pól energii.

 

Jeżeli utrzymają ją w tym uchwycie dostatecznie długo, 
umysł latawca zostaje pokonany i się rozprasza.
I to właśnie zaraz zrobisz: uchwycisz się energii, która utrzymuje nas w jednej całości. - Zareagowałem na to w tak niewytłumaczalny sposób, że aż trudno to sobie wyobrazić. Coś we mnie zadrżało, zupełnie jakby pod wpływem silnego wstrząsu.

 

Coś we mnie zadrżało,676 n 
zupełnie jakby pod wpływem
silnego wstrząsu. Ogarnął mnie
niezrozumiały strach, który natychmiast
skojarzyłem z moim religijnym
wychowaniem.

 

Don Juan zmierzył
mnie spojrzeniem od stóp
do głów.
– Boisz się gniewu boskiego,
co? – odezwał się. – Bądź spokojny, to
nie twój strach. To strach latawca, 
bo on wie, że zrobisz dokładnie 
to, co ci każę.

 

Jego słowa wcale mnie nie uspokoiły. 
Poczułem się jeszcze 
gorzej. Ogarnęły mnie mimowolne, konwulsyjne drgawki i nie było żadnego sposobu, by je opanować. – Nie martw się – powiedział spokojnie don Juan. – Wiem z doświadczenia, że te ataki bardzo szybko tracą na sile. Umysłu latawca nie stać nawet na odrobinę koncentracji.

 

10o- Po chwili
wszystko ustało,
tak jak przepowiedział
 don Juan.

 

Słowo “oszołomiony”
w odniesieniu do mojego
stanu w tamtym momencie
byłoby eufemizmem. Po raz
pierwszy w życiu, z don Juanem
czy bez, naprawdę nie miałem
pojęcia, co się ze mną dzieje.
Chciałem wstać z krzesła i
przejść się, ale paraliżował
mnie śmiertelny 
strach.

 

Byłem wypełniony racjonalnymi sądami,
a jednocześnie przepełniał mnie infantylny strach.
Zacząłem głęboko oddychać, a całe moje ciało pokrył zimny pot. W jakiś sposób moje oczy otwarły się na potworny widok: gdziekolwiek się obróciłem, skakały czarne, ulotne cienie.

 

kosmiciiiPrzymknąłem 
powieki i oparłem
głowę na oparciu krzesła.

– Nie wiem, dokąd teraz pójść,
don Juanie – odezwałem się. –
Dzisiaj naprawdę ci się udało
zupełnie poplątać moje
ścieżki.

 

– Rozdziera cię
wewnętrzna walka
– powiedział don Juan.

 

 - Głęboko w środku wiesz,
że nie jesteś w stanie odrzucić
przyzwolenia na to, by nieodłączna część ciebie, twoja lśniąca otoczka świadomości, stała się w niepojęty sposób źródłem pożywienia dla istot o niepojętej dla nas naturze.

 

666A inna część ciebie będzie się
temu przeciwstawiać całą swoją mocą.

Przewrót czarowników – ciągnął – polega
na tym, że odmówili oni honorowania umów,
w których nie byli stroną.

 

Nikt mnie nigdy nie pytał o to, czy
nie zgodziłbym się zostać pożarty przez
istoty o odmiennym rodzaju świadomości.
Moi rodzice po prostu wprowadzili mnie
na ten świat po to tylko, bym został
czyimś pożywieniem, tak samo jak
i oni – koniec, kropka.

 

 

[…]

 

Po powrocie do domu, z biegiem czasu,
idea latawców stała się jedną z największych obsesji mojego życia. Doszedłem do takiego punktu, że czułem, iż don Juan miał w tej materii absolutną rację. Bez względu na to, jak bardzo się starałem, nie udawało mi się podważyć jego logiki.

  

18aIm więcej o tym myślałem, 
im więcej rozmawiałem z samym 
sobą i innymi ludźmi, im więcej samego 
siebie i innych obserwowałem, tym silniejsze 
było moje przekonanie, że coś czyni z nas 
istoty niezdolne do jakiegokolwiek działania, 

jakiejkolwiek relacji i jakiejkolwiek myśli,
która nie ogniskowałaby się na "ja”.

 

Moje troski, podobnie
jak troski każdego,kogo
znałem lub z kim rozmawiałem,  
koncentrowały się właśnie
na tym.

 

Ponieważ nie umiałem znaleźć
wytłumaczenia tak uniwersalnej homogeniczności, byłem przekonany, że tok rozumowania don Juana jest najbardziej odpowiednim sposobem objaśnienia tego fenomenu. Poświęciłem się głębszej analizie literatury dotyczącej mitów i legend.

 

intUświadomiłem sobie
wówczas coś, 
czego nigdy
wcześniej nie odczuwałem: 
każda
z przeczytanych przeze mnie książek

była interpretacją mitów i legend. Przez
każdą 
z nich przemawiał ten sam,
homogeniczny umysł.

 

Style były odmienne,
lecz ukryty pod warstwą
słów zamiar jednakowy: pomimo
tego, że temat pracy dotyczył czegoś
tak abstrakcyjnego jak mity i legendy,
autorowi zawsze udało się zawrzeć
w niej jakieś opinie
o sobie.
 

 

Celem każdej z tych książek nie było omówienie rzeczonego tematu; była nim autoreklama. 
Nigdy wcześniej sobie 
tego nie uświadamiałem. Przypisywałem moją reakcję wpływowi don Juana.  
Pytanie, które sobie stawiałem, brzmiało tak: Czy to on wpływa na mnie tak, że coś takiego dostrzegam, czy też rzeczywiście istnieje jakiś obcy umysł, który dyktuje wszelkie nasze poczynania?

 

Siłą rzeczy odruchowo znów716
popadłem w negację, i niczym wariat
zacząłem po kolei przechodzić od negacji
do akceptacji i tak w kółko. Coś we mnie
wiedziało, że bez względu na to, do czego
pije don Juan, jest to fakt energetyczny; 
jednak inny wewnętrzny głos mówił,
że to wszystko brednie. 

 

Wynikiem tych wewnętrznych
zmagań były bardzo złe przeczucia,
wrażenie, że zawisło nade mną wielkie
niebezpieczeństwo.

 

Przeprowadziłem szeroko
zakrojone badania, poszukując śladów koncepcji latawców w innych kulturach, ale nigdzie nie udało mi się znaleźć żadnej wzmianki na ten temat. Wyglądało na to, że don Juan jest jedynym źródłem informacji w tej materii.

 

Kiedy zobaczyłem się ulc
z nim
 
następnym razem, 
natychmiast przeszedłem do
tematu. – Robiłem, co mogłem,
by podejść do tego zagadnienia
racjonalnie – powiedziałem – ale
nie mogę. Są takie chwile, kiedy
absolutnie się z tobą zgadzam 
w kwestii drapieżców.

 

– Skup swoją uwagę
na 
ulotnych cieniach, 
które 
obecnie widzisz – odrzekł don
Juan z uśmiechem. 
Powiedziałem
mu, że owe ulotne cienie staną się
końcem mojego racjonalnego życia.
Widziałem je wszędzie. 

 

Od czasu gdy wyszedłem wówczas z jego domu,
nie byłem w stanie zasnąć po ciemku. Spanie przy włączonym świetle w ogóle mi nie przeszkadzało. Jednak z chwilą, gdy je gasiłem, wszystko dokoła mnie zaczynało skakać. Nigdy nie dostrzegałem kompletnych postaci ani kształtów. Widziałem jedynie ulotne, czarne cienie.

 

– Umysł latawca jeszcze cię nie puścił 524
– rzekł don Juan. – Został ciężko ranny. Robi
wszystko, by zreorganizować swoją relację z tobą.
 Ale coś w tobie zostało na zawsze przerwane.
 Latawiec o tym wie.

 

Prawdziwe niebezpieczeństwo leży w tym, 
że umysł latawca może zwyciężyć, doprowadzając
cię do wyczerpania i zmuszając do zarzucenia dalszej
walki, jeśli dobrze rozegra kartą sprzeczności pomiędzy
tym, co on ci mówi, i tym, co ja ci mówię. 
Bo widzisz,
umysł latawca nie ma konkurencji – ciągnął dalej don Juan.
– Kiedy coś orzeka, zgadza się z własnym zdaniem i każe
ci wierzyć, że zrobiłeś coś wartościowego. 

 

Umysł latawca powie ci, że to,
co ci mówi Juan Matus, to wierutne bzdury, po czym ten sam umysł zgodzi się ze swym własnym stwierdzeniem. A ty powiesz: “Tak, oczywiście, że to bzdury”.
W taki właśnie sposób zostajemy pokonani.

 

21SLatawce są niezbędnym
elementem wszechświata
ciągnął – i należy je traktować
tak, jak na to zasługują – jako
istoty potworne i budzące grozę. 
Dzięki nim Wszechświat
wystawia nas na próbę.

 

Jesteśmy
energetycznymi sondami,
stworzonymi przez Wszechświat
– mówił dalej,  jak gdyby nie
zdawał sobie sprawy
z mojej obecności. – 

 

A ponieważ posiadamy energię
obdarzoną świadomością, jesteśmy środkiem, dzięki któremu wszechświat staje się świadom samego siebie. Latawce to nieprzebłagani rywale. Tylko tak można ich postrzegać. 
Jeśli nam się uda, Wszechświat pozwoli nam trwać dalej.